Recenzja filmu

Różowa Pantera 2 (2009)
Harald Zwart
Steve Martin
Jean Reno

Nieudany skok pantery

Inspektor Clouseau powraca, a wraz z nim nadzieja na inteligentną komedię i dobrą zabawę. Choć "Różowa Pantera 2" ma momenty przypominające wielkość kultowej serii, po obejrzeniu ma się ochotę
Inspektor Clouseau powraca, a wraz z nim nadzieja na inteligentną komedię i dobrą zabawę. Choć "Różowa Pantera 2" ma momenty przypominające wielkość kultowej serii, po obejrzeniu ma się ochotę zakrzyknąć za pewną historyczną postacią: "Odpie... się wreszcie od inspektora". Trącanie filmowego truchła "Różowej Pantery" ma już pewną tradycję. Dyskontowanie sukcesu serii komedii Blake'a Edwardsa z Peterem Sellersem w roli gamoniowatego inspektora Clouseau kusiło filmowców właściwie od początku. Już pierwsza zrealizowana w 1983 roku   "Klątwa Różowej Pantery" posklejana z resztek oraz materiału nakręconego po śmierci Sellersa (zmarł na raka trzy lata wcześniej) była zwykłym skokiem na kasę. O zrealizowanym w 1993 roku "Synu Różowej Pantery" z Roberto Benignim w roli tytułowej zapewne sami producenci woleliby zapomnieć. Szczęśliwie udało się im się to aż do 2006 roku, kiedy to wpadli na pomysł przypomnienia przygód słynnego inspektora. "Różowa Pantera" ze Stevem Martinem w roli Clouseau okazała się sukcesem, postanowiono więc kuć żelazo póki gorące. Efekt nie jest tak straszny, jak można by się spodziewać, ale mimo że zarówno jedynkę, jak dwójkę ogląda się znośnie, trudno uciec przed pytaniem - po co? Dlaczego mamy zachwycać się średnią kopią, gdy możemy w każdym momencie sięgnąć po oryginał? W najnowszej odsłonie Clouseau zmuszony jest współpracować z większą grupą detektywów, których celem jest złapanie złodzieja o wiele mówiącej ksywce Tornado. Przestępca ten specjalizuje się w zuchwałych kradzieżach, których ofiarą pada nawet główny lokator Watykanu. Dodatkowo inspektor musi jak zawsze doprowadzić do obłędu swojego przełożonego komendanta Dreyfussa (brawurowa rola Johna Cleesa), przeżyć skomplikowany (w sensie logistycznym) romans, a także pomóc przyjacielowi (Jean Reno), którego życie osobiste uległo lekkiemu rozkładowi w wyniku niefrasobliwego słuchania rad nierozgarniętego pryncypała. Wszystko to oczywiście zaledwie przyczynek do tego, co następuje zawsze, gdy Clouseau bierze się za cokolwiek bardziej skomplikowanego od dłubania w nosie, czyli totalnego kataklizmu. Film Haralda Zwarta gubi przesadna szarża i jak zawsze w podobnych produkcjach - przymus rozśmieszania na siłę. Kilka trafionych skeczy (robienie jaj z papieża ma w Polsce cały czas posmak owocu zakazanego) roztapia się jednak w morzu mniej (częściej) i bardziej (zdecydowanie rzadziej) śmiesznych perypetii. Cieszy, że realizatorzy postanowili tym razem zainwestować w scenarzystę, bo historia sklejona jest tu w miarę przekonująco, jednak narracyjną swadą nie jest w stanie przykryć irytacji wynikającej głównie z aktorskich kreacji. O ile świetnie wypada drugi plan (wspomniany Cleese czy Jeremy Irons - wielkie brawa), o tyle główna rola  sprawia wrażenie niezamierzonej parodii parodii. Martin chce być bardziej sellersowski od Sellersa, co nie wychodzi filmowi na dobre. Postać Clouseau jest tak zakręcona, że wymaga, o czym wiedział Sellers, aktorskiej ascezy. Natomiast "Miniarstwo" Martina miast śmieszyć, irytuje. I choć momentami widać tu przebłyski uroku klasycznej serii, byłoby jednak lepiej, żeby dać już inspektorowi święty spokój. Niech spoczywa w spokoju.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Zaczyna się klasycznie: złoczyńca o pseudonimie Tornado kradnie rozsiane po całym świecie bezcenne... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones