Ja też oglądałem dla Murraya, ale jednak nie było warto. Aha, dziewczyny ładne i fajnie się uśmiechają. Ale i z dodatkiem ładnych dziewczyn nie było warto. Zmarnowane półtorej godziny z okładem. Powinien był wiedzieć, że komedia o wojsku to nie moje klimaty.
Ale ile można? Bill Murrey w każdej komedii gra tak samo. Jakby grał tą samą postać.
Oczywiście, rzecz gustu. Ale filmy na tym nie zyskują. To jest typ aktora, który bazuje tylko na swoich zdolnościach, pokazując brak umiejętności. Albo ich nie chce pokazywać :)
Czy ja wiem... Wydaje mi się, że wśród aktorów powszechnie uważanych za wybitnych, mnóstwo jest takich, których wizerunek jest mocno określony, którzy są charakterystyczni, "jacyś", i którzy właśnie przez to cieszą się popularnością. Niewątpliwie są też aktorzy wielcy, którzy potrafią dokonywać ogromnych przeobrażeń, ale są to wyjątki. I choć na pewno można stwierdzić, że taka zdolność wcielania się w role zupełnie różne od siebie jest wyznacznikiem miary aktorstwa jako sztuki i jako rzemiosła, to z punktu widzenia widza chyba nie ma to aż tak wielkiego znaczenia -- dla siły oddziaływania postaci nie wydaje się być szczególnie istotne, czy jej udana kreacja wynika z kunsztu adaptacyjnego wybitnego artysty, czy po prostu z tego, że aktor reprezentuje typ osobowości bardzo pasujący do odtwarzanej roli.
Ja do umiejętności Murraya nie mam żadnych zastrzeżeń, natomiast w pełni zgadzam się z tym, że gra on postaci niezwykle do siebie podobne. Myślę, że robi to świadomie, bo takie ma podejście do świata, do siebie i do aktorstwa.
Inna kwestia to to, że on po prostu zagrał w wielu bardzo słabych filmach, ot takich komediach typu "obejrz (albo i nie :)) i zapomnij". Cóż, życie.